Sądziłem dotąd, zapewne nie tylko ja, że jeśli chodzi o KOD, to nic nie przebije numeru, że oto szefem organizacji walczącej o demokrację i praworządność zostanie człowiek sam mający poważne problemy z prawem i to na własne życzenie. Mało tego, potrafił przebrać się w kieckę i ramię w ramię walczyć o prawa kobiet krzywdzonych przez alimenciarzy, takich jak on.
Ale oto okazało się, że Mateusz Kijowski jest jeszcze większym jajcarzem niż, mimo wcześniejszych numerów, wszyscy sądziliśmy. Brać pieniądze na działalność od Sorosa i jednocześnie afiszować się z najbardziej znanym (no może poza Leszkiem Bublem) polskim antysemitą, to trzeba przyznać numer jest przedni.
Zakotłowało się na polskiej lewicy, w Wyborczej nastąpiła konsternacja, niektórzy zaczęli podejrzewać, że Kijowskiego z tym Dmowskim to mógł podpuścić sam Kaczyński. Nie wiadomo, czy najnowsze wieści dotarły już do Sorosa, ale zważając na jego podeszły wiek można spodziewać się najgorszego. Wygląda, że sam Kijowski się przestraszył i zaczął przepraszać, ale jak to mówią mleko już się rozlało. Bardzo znani i zaangażowani lewacy, jak choćby pani Kazia Szczuka, mimo tych przeprosin twierdzą, że z Kijowskim nie pójdą. Być może poszliby, gdyby przeprosił sam Roman Dmowski, ale to z przyczyn technicznych na razie nie jest możliwe.
"Patriotyczny" kierunek, jaki obrał KOD pod przywództwem najbardziej znanego polskiego alimenciarza od początku trafiał na minę. Wystarczy przypomnieć prowokacyjny udział w uroczystościach pogrzebowych Inki, której Kijowski zmienił nawet nazwisko. Teraz zapraszając na marsz portretem Dmowskiego, KOD kompromituje się w oczach znacznej części swoich sympatyków i legitymizuje ideologię obozu, z którym chce walczyć. Niedorzeczność, obciach, wstyd, kompromitacja...
Mówią, że niedoścignionym mistrzem obciachu jest Rysio Petru, a tu mu pod bokiem rośnie taka konkurencja
